Niedawno miałem okazję uczestniczyć w wydarzeniu organizowanym przez STW Center Drift Team, dzięki któremu moje poślizgi i popisy z wykorzystaniem nadsterowaności powinny stać się (bardziej) kontrolowane. Mowa tu o Akademii Driftu – szkoleniu, które oprócz edukacyjnych walorów w zakresie kontroli samochodu daje po prostu sporo frajdy. Wszystko to odbywa się w maszynie przystosowanej do tego typu zabaw, pod okiem doświadczonego instruktora.
Zacznijmy od samych samochodów – organizatorzy mają do dyspozycji spory park maszynowy. Naszej grupie trafiły się dwa czerwone BMW E36 z dwuipółlitrowymi benzyniakami pod maską. Auta są, oczywiście, odpowiednio przygotowane – w środku z „wygód” uświadczy się jedynie kubełkowe fotele. Obowiązkowo na wyposażeniu znajdzie się jeszcze mała, sportowa kierownica, hydro-łapa oraz wspawana klatka zapewniająca bezpieczeństwo pasażerom (i komplikująca przy tym dość mocno wsiadanie do auta ; )
Uświadczymy też na pewno mechanicznie zmodyfikowany układ przeniesienia napędu – ze zmian dostrzegalnych „gołym okiem” można wyróżnić zaspawany dyferencjał w tylnym moście. Przy powolnym manewrowaniu na placu słychać charakterystyczny dźwięk przeskakujących po podłożu opon. Oczywiste jest zatem, że dla tych aut naturalnym sposobem wykonywania skrętów jest dynamiczne dodanie gazu, które praktycznie ZAWSZE kończy się poślizgiem. Przy tej zabawie pomaga również fakt, że na tylnej osi założone są węższe opony, niż na osi przedniej – wszystkie te modyfikacje powodują, że auto niechętnie jeździ prosto 🙂
Skoro wiemy już czym będziemy jeździć, przejdźmy do samego miejsca, gdzie odbywa się szkolenie. Jest to całkiem sporych rozmiarów plac, którego nawierzchnia wykonana jest z betonowych płyt. Aby zapewnić dobry poślizg autom (i oszczędzić przy tym nieco opony, by nie trzeba ich było zmieniać co pół godziny ; ) dodatkowo nawierzchnia zostanie polana wodą.
Do wykonania mamy cztery ćwiczenia:
- jazda z poślizgiem wokół pojedynczego pachołka (ciasny okrąg) – w lewą i w prawą stronę,
- jazda z poślizgiem wokół grupy pachołków (duży okrąg) – w lewą i w prawą stronę,
- jazda „po ósemce” – dość trudne ćwiczenie, które wymaga płynnego przechodzenia pomiędzy kontrolowanym poślizgiem w lewą i w prawą stronę, objeżdżając przy tym pachołki rozstawione od siebie w pewnej odległości,
- jazda po fragmencie toru – to ćwiczenie najbardziej przypadło mi do gustu.
Całość ćwiczenia jest przewidziana do zrealizowania w ciągu trzech godzin. Auta są dwa, grupa siedmiu-ośmiu uczestników zostaje podzielona na dwie mniejsze. Co ciekawe – obydwaj instruktorzy prezentują nieco odmienny styl driftu, warto więc spróbować przejechać się pod okiem jednego i drugiego, by sprawdzić, która technika będzie dla nas bardziej odpowiednia. Uczestnicy wykonują każde ćwiczenie jeden po drugim, zaś wielkość grupy i czas oczekiwania na swoją kolej jest dobrany tak, by nikt się nie zanudził.
Wrażenia po kursie? Wyśmienite. Szczególnie dla mnie, ponieważ zazwyczaj mam do czynienia z autami przednionapędowymi, a mój własny, tylnonapędowy „projekt”, przeznaczony do takich zabaw, już praktycznie rok składa się w garażu. Prawda jest też taka, że – jak w każdym „sporcie” – lepiej uczyć się od najlepszych. Samozwańcze próby driftu na publicznych parkingach mogą być równie kosztowne co niebezpieczne dla osób postronnych. To tego dochodzi jeszcze czynnik ekonomiczny – cena kursu aktualna na 20 października to pięćset złotych. Przy uregulowaniu należności gotówką można liczyć na kilkuprocentowy rabat. Zanim zawyrokujemy, czy to dużo czy mało – pamiętajmy, że jeździmy autem specjalnie przystosowanym do tej zabawy. Wprowadzenie takich modyfikacji do własnego auta byłoby zarówno drogie, jak i na co dzień zwyczajnie niepraktyczne. Nie trzeba tego wprawdzie robić, ale na seryjnym egzemplarzu nauka driftu i opanowanie odpowiedniego operowania gazem i kierownicą zajmie na pewno więcej czasu. Nie zapominajmy też o tym, że ćwiczenia wykonujemy pod okiem doświadczonego instruktora, o anielskiej cierpliwości 🙂 Doliczmy do tego zużycie samego auta, opony (i zapewne ich późniejszą utylizację), benzynę… Trochę tego wyjdzie. O opłacalności przedsięwzięcia każdy potencjalny kursant zdanie wyrobi sobie samodzielnie.
Tymczasem zapraszam na krótki materiał wideo, który da wyobrażenie o tym, co z autami potrafią robić instruktorzy. Zapraszam 🙂
… i jeszcze jedno – każdy uczestnik kursu na koniec dostaje małą pamiątkę w postaci certyfikatu ukończenia szkolenia. Fajna rzecz – zawsze można pokazać znajomym, czy też oprawić sobie w ramkę i powiesić gdzieś w garażu 🙂
Leave a Reply