Otwarcie przyznaję, że ten wpis miał się pojawić dobry rok temu i na łamach innego serwisu – jednym słowem dzisiaj nie jest już tak na czasie, jakby był pod koniec lata 2017. Niemniej jednak „nowych Insignii” na ulicach ciągle przybywa, jest więc zainteresowanie tym modelem i musi być ono całkiem spore sądząc po tempie, w jakim pojawiają się na drogach. A wspomniana „nowa Insignia” będzie jedną z dwóch bohaterek tego tekstu – tylko czy będzie to rola pierwszo- czy drugoplanowa? Sprawdźmy!
„Wygraj Nową Insignię na weekend” – konkurs fotograficzny. Wielka reklama przywitała mnie pewnego dnia po porannej wizycie na Facebooku. Myślę sobie: W sam raz dla mnie, czemu nie spróbować.
Zapału starczyło tyle, co pięciolatkowi w drodze do dentysty. Dzień przed końcem terminu nadsyłania prac zdałem sobie sprawę z tego, że trochę zapomniałem o temacie i ogólnie to nie za bardzo się przyłożyłem. A tematyka konkursu dość otwarta – ma przedstawiać Opla i ma być ciekawe (tak, złośliwi pewnie w tym momencie powiedzą, że to tak jak ze świnką morską – ani świnka, ani morska – i Waszym Volgswagenom i ich klonom też ;). Trzeba postawić na pomysł sprawdzony i uniwersalny – jezioro i zachód słońca jest właśnie tym wypełnieniem kadru, o którym pomyślałem w pierwszej kolejności. Nie wiem co prawda jak to ma się wpisywać w tematykę motoryzacyjną, ale powinno wyjść przynajmniej w miarę ciekawie. I wiecie co? Było 🙂
Termin umówiony, pora się zastanowić jak wykorzystać czas na testy. Oczywisty jest tylko jeden sprawdzian:
Starcie bezpośrednie
Taaak, przede wszystkim Drag Race! Nowa Insignia jest podobno po terapii odchudzającej, a głównym zarzutem do poprzedniczki był między innymi spasiony tyłek, szczególnie wobec konkurencji z segmentu. Ten sam silnik. Ten sam układ przeniesienia napędu. Oczywiste jest pytanie, czy trud inżynierski zaowocuje lepszą dynamiką na prostej.
Dysponuję zapleczem kierowców rajdowych na co dzień dosiadających turbodoładowane monstra 2.0 i 3.0 w dieslu, więc znalezienie kompana do tego pasjonującego starcia nie powinno być czymś skomplikowanym. I zgodnie z przypuszczeniami, na sobotę – pierwszy dzień mojego doświadczenia z nową wersją dobrze znanego mi modelu – miałem zapewnione towarzystwo Macieja i Stasia. Zaczęliśmy od dokładnego zapoznania się ze stylistyką nowej odsłony flagowca Opla, w porównaniu do tej już dobrze znanej edycji, która po drogach jeździ od 2013 roku – mowa oczywiście o poliftowej wersji Insignii, od 2017 roku figurującej w cennikach usług Opla jako „Insignia A”.
2.0L R4 170KM
- Ilość cylindrów 4
- Moment obrotowy 400Nm (1750-2500 RPM.)
- Umiejscowienie wałka rozrządu DOHC
- Przyspieszenie 0 - 100 km/h ~9.0s (pomiary własne)
- Prędkość maksymalna 225 km/h
- Rodzaj skrzyni manualna 6-cio stopniowa
- Napęd FWD
2.0L R4 170KM
- Ilość cylindrów 4
- Moment obrotowy 400Nm (1750-2500 RPM.)
- Umiejscowienie wałka rozrządu DOHC
- Przyspieszenie 0 - 100 km/h 8.7s
- Prędkość maksymalna 225 km/h
- Rodzaj skrzyni manualna 6-cio stopniowa
- Napęd FWD
Zdania tu okazały się mocno podzielone – w kwestii nowego przodu moi kompani opowiedzieli się stanowczo za poprzednią generacją (nie zabrakło fachowych komentarzy, że nowy przód wygląda jak „baba z wąsem”), natomiast mój głos poszedł na nowy, bardziej agresywny look (co jak co, ale te modne, wąskie światła do mnie przemawiają – choć trzeba przyznać, że pomysł eksploatuje wiele marek i czasem można mieć wrażenie, że projektanci idą ostatnio trochę na łatwiznę). A że mam sporo do czynienia z poprzednim modelem, mój głos to trochę jak gol na wyjeździe – liczy się podwójnie ;). Zatem w materii przodu salomonowe 2:2.
W kwestii profilu bocznego temat trochę przemilczę, gdyż porównujemy tu sedana z liftbackiem. Jeśli miałbym jednak coś komuś wypomnieć, to dodatkowy słupek w nowej generacji w tylnej szybie… Po co? :/
Kwestia tyłu aut znów wzbudziła dyskusje. Akurat ten element uważam za najbardziej udany w Insignii starej generacji. Sposób, w jaki reflektory łączą się z chromowaną listwą (dla niektórych może nieco pretensjonalną – rzecz gustu, a o nich się nie dyskutuje 😉 uważam za mistrzostwo świata. Niemniej jednak moi kompani postawili swoje krzyżyki w kratce przy nowym modelu i tym razem nie było dla mnie handicapu za grę na nie swoim boisku – zatem 1:2 dla „świeżynki”.
Podsumujmy: jeśli pominąć brak nadwozia w wersji sedan i idiotyczny dodatkowy słupek w tylnej szybie, nowa Insignia wychodzi na prowadzenie stosunkiem głosów 3:4. Pierwszą bitwę wygrywa zatem Insignia B.
A co nas czeka w środku? Opel już jakiś czas temu zrozumiał, że kluczem do sukcesu w tym segmencie jest ofiarowanie klientowi czegoś ze znamionami „premium”. Wnętrze obydwu aut jest miłe dla oka – lekkie i nowoczesne. Akurat wpływ na to drugie może mieć fakt, że obcujemy z wyższymi wersjami wyposażenia, z cyfrowym wyświetlaczem zamiast standardowych zegarów. Jeśli o nich mowa – nie są złe. Da się je lubić zarówno w starej, jak i nowej Insigni. Nieprawdą jest jednak stwierdzenie, że nie można było zrobić tego lepiej. W obu przypadkach ekran jest wkomponowany w dość toporny sposób (odrobinę lepiej to wygląda w nowej) i to, jak plastik ramki łączy się z wyświetlaczem na pewno nie jest wybitnym osiągnięciem stylistycznym.
Ostatnim miejscem, gdzie zajrzeliśmy, był bagażnik. W sedanie (starsza generacja) oczywiste jest, że otwór załadunkowy jest dużo mniejszy. Wystarczy jednak do załadowania sporej kosiarki spalinowej lub dużej kociej kuwety (sprawdzałem…). Bardziej wyrafinowanych rzeczy jak dotąd nie upychałem. A w nowej Insigni? No cóż…
Skomentuję to tylko w ten sposób, że aktualnie w pewnych miejscach w Europie ten sposób podróżowania jest ostatnio bardzo na czasie. A jeśli miałbym się posilić na bardziej rzeczowy komentarz – kufer w nowej Insignii wydaje się bardziej foremny i obszerniejszy, choć w praktyce jest o 10l mniejszy.
Tyle tytułem porównania wnętrz, więcej istotnych informacji w tej materii planuję w kolejnym wpisie. Na potrzeby tego porównania zakładam, że obydwa modele to starcie zakończyły remisem, zatem w oficjalnej punktacji mamy 4:5. Pora na mięcho, czyli… które auto jest szybsze w wyścigu równoległym?
no to Drag Race!
By nie narażać się stróżom prawa na początku zaznaczę, że „testy” odbyły się poza drogami publicznymi. Warunki proste – wyścig odbywa się na prostej, test kończy się w momencie, w którym pierwsze z aut osiągnie prędkość 120km/h. Nie zapomnieliśmy o wyłączeniu kontroli trakcji w obydwu samochodach, zapomnieliśmy natomiast o wyłączeniu klimatyzacji w Insignii A… Cóż, jak się ścigać starszym autem to przynajmniej komfortowo. Różnica mas kierowców testowych pomijalna (10kg), ale starsza Insignia miała więcej w baku (1/2 baku vs 1/5 objętości zbiornika). To tyle jeśli chodzi o warunki początkowe. W pierwszym przejeździe zasiadłem w starszym modelu, Staszek w nowym.
3, 2, 1… Start! Początkowym metrom w obu pojazdach towarzyszy głównie ryk rozkręconego dwulitrowego diesla, uczucie „wbicia w fotel” pojawi się dopiero po zapięciu drugiego biegu (ot, specyfika tej skrzyni biegów – jedynka służy głównie do ruszania, a nie zawijania asfaltu spod świateł). Dwójka, gaz, i… pełne zaskoczenie! Starsza Iśka wysuwa się na prowadzenie! Kolejne podziałki prędkościomierza auta osiągają dość sprawnie. Przewaga starszej Insignii wynosi mniej więcej długość samochodu. Zmiana biegu, gaz – dystans między samochodami powoli topnieje. W momencie osiągnięcia prędkości docelowej testu wynosiła ona około połowę długości auta.
Po pierwszym przejeździe emocje sięgnęły zenitu. „Ale jak to?” Na papierze starsze auto nie miało prawa wygrać. Urażona duma Stasia zaowocowała praktycznie natychmiastowym powtórzeniem przejazdu. I tym razem zaskoczenia już nie było… Nowa konstrukcja jako pierwsza osiągnęła zakładany pułap prędkości i dumnie zakończyła przejazd na pierwszym miejscu. Wynik zbliżony – przewaga wynosząca mniej więcej pół długości auta, tym razem na rzecz nowej generacji.
Test oczywiście powtórzyliśmy kilkakrotnie, zamieniając się wielokrotnie autami. Statystyka wyszła dość jednoznacznie – na dziesięć przejazdów dwa razy wygrywało starsze auto, osiem razy laur pierwszeństwa przypadał nowemu dziełu inżynierów z Rüsselsheim. Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że nowa Insignia jest trochę szybsza. Trochę. W oficjalnej punktacji wynik bezpośredniego starcia ustalamy zatem na 4:6. Rezultat w zasadzie do przewidzenia już na początku testu – w dzisiejszych czasach i dzisiejszych nakładach finansowych na „research” nowych modeli bardzo rzadko się zdarza, że nowsza konstrukcja ustępuje pod jakimś względem poprzedniej generacji. Słabiej wypadają co najwyżej detale.
Osobiście kończę ten etap testu ze stosunkiem dość ambiwalentnym do nowego modelu – owszem, auto jest w mojej opinii ładniejsze (z pewnymi wyjątkami, o których już wspomniałem wcześniej), lepiej wykończone, lepiej wyposażone. Na pewno włożono w nowy projekt solidną dawkę pracy, która nie poszła na marne. Z drugiej strony prowadząc Nową Insignię mam wrażenie, że już kiedyś w tej wodzie byłem – gdzieś pod spodem kryje się dobrze mi znany samochód; ubrano go tylko w ciuchy zgodne z najnowszymi trendami, wyperfumowano i zafundowano mu lekką dietę odchudzającą. Ale to nadal Insignia. A może właśnie o to Oplowi chodziło?
Leave a Reply